poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 3


Dziś już piątek. Dzisiejsze tańce odwołane, niestety. Zayn zaproponował mi, że przyjdzie po mnie i razem pójdziemy do szkoły, więc się zgodziłam. Dziwne, ale Niall zaproponował to samo Helen, tyle że oni idą osobno, my osobno. Punktualnie o 8.00 zadzwonił do drzwi.
-Hej- przywitałam się z nim uśmiechem.
-No siema piękna, idziemy?- zapytał.
-Tak pewnie, już już.
Wzięłam mój plecak, i wyszliśmy. Czeka nas trzydziestominutowy spacer.
-Mam dla Ciebie propozycję- powiedział.
-Jaką?
-Jak już wiesz, ja i cała męska część paczki ścigamy się na motorach. Co powiesz na to, jeżeli zabiorę Cię dzisiaj na wyścig?- zapytał.
-Um, Zayn, nie wiem, czy to dobry pomysł. Przecież tam jest niebezpiecznie, czytałam o tych Waszych wyścigach. Ja się boję na nie iść- powiedziałam z obawą. Nie to, że nie ufam im, po prostu tam będzie kręcić się masa obrzydliwych i strasznych typów.
-Izzie, nie bój się. Nialler zaprosił również Helen, nie będziesz sama. Poza tym dziś tylko ja się ścigam, chłopcy nie, na dodatek biorą dziewczyny, więc dotrzymają Wam towarzystwa. Proszęęę- zrobił oczka szczeniaczka.
-Ugh, dobra. Ufam Ci- westchnęłam.

Lekcje okropnie się dłużyły. To była istna katorga. Po szkole siedziam razem z Hel w moim pokoju, odrobiłyśmy lekcje bo na pewno późno wrócimy, uszykowałyśmy się, i czekałyśmy aż przyjedzie po nas Louis. Po 5 minutach już był, więc zeszłyśmy na dół i wsiadłyśmy do jego auta. Przywitaliśmy się, i dojechaliśmy na miejsce. Było ciemno, a mroczny wygląd całego miejsca wcale nie poprawiał mojego samopoczucia. Helen wywiało gdzieś z blondynem, a ja zostałam sama, w tym okropnym gównie. Byłam przerażona, chciało mi się płakać i żałowałam, że tu przyszłam, gdy poczułam dłoń na swoim ramieniu. Po przetworzeniu w głowie wszystkich informacji, odwróciłam się ze strachem w oczach, ale zaraz zanikł, gdy zobaczyłam Malika. Oddychałam wciąż niespokojnie.
-Boże, Zayn, pojebało Cię?! Przecież wiesz, że się boję!- powiedziałam obużona gdy widziałam, jak usmiecha się zadowolony z reakcji, którą we mnie wywołał.
-Spokojnie Izzie. Nic Ci nie będzie. Chodź zaprowadzę Cię do reszty- wziął mnie za rękę i prowadził.
-Dziękuję. Myślałam, że ktoś zaciągnie mnie do jakiegoś zaułka i zgwałci.
-Nie przesadzaj- zaśmiał się.- Lepiej trzymaj kciuki. Ścigam się dziś ze Smith'em.
-Co?! Z tym Smith'em? Z Paul'em Smithem? Boże, Zayn, mój tata jest prawnikiem, wytaczał mu proces za jazdę po alkoholu i zabicie dwójki ludzi w wypadku samochodowym. Samochodowym, to do czego on jest zdolny na motorze?- zapytałam zmartwiona o brązowookiego.
-Spokojnie Izz, jestem w tym doświadczony. Nic mi nie będzie, obiecuję- cmoknął mnie opiekuńczo w czoło. Miło z jego strony, wspaniały przyjaciel. Gdy doszlismy do reszty, pożegnał się ze mną i poszedł na wyścig. Ja pierdole. Boję się jak idiotka, ale przecież nie mam czym, no nie? Zayn to doświadczony motocyklista, a poza tym, on nawet nie jest moim chłopakiem, nie jestem w nim zakochana, więc czym się martwię? Ewentualnie dlatego, że to mój przyjaciel, tak, na pewno dlatego.
-Ej, Izzie, co się tak denerwujesz, Zaynowi nic nie będzie, nie masz o co się stresować. No chyba, że coś do niego czujesz- poruszył zabawnie brwiami Harry.
-Pojebało Cię? Po prostu nie jestem przyzwyczajona do takich "zabaw", nic więcej- powiedziałam z poddenerwowaniem, ale nie wyczuł tego i zajął się Suzan.

Wyścig trwał już jakieś 10 minut, wszyscy krzyczeli na przemian imiona dwóch zawodników. Jechali z zawrotną prędkością, co było jak dla mnie nie do pojęcia, jak można jeździć takim urządzeniem tak szybko i się nie bać. Powoli przechodziliśmy na linię mety. Podczas tego spacerku, towarzyszyli mi Lou i Eleanor. Parker i Malik mieli do pokonania wiele zakrętów i innych badziew, a my wszyscy poszliśmy prostą drogą, dlatego byliśmy o wiele szybciej od nich, tak dla ścisłości. Nagle zza zakrętu wyjawił się krwisto czerwony ścigacz Zayna. Wygrał! Wszyscy podbiegli mu pogratulować, a ja wolałam stać na uboczu, niż podchodzić do tych ludzi i przepychać się. Stałam jak taka idiotka, gdy w końcu podszedł do mnie brunet.
-No cześć Izz- uśmiechnął się.
-No witaj zwyciężco!- uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie było aż tak źle, co?
-Było- wymamrotałam.
-Oj Dickens- zaśmiał się.- Cała się trzęsiesz- zmarszczył brwi i założył mi na ramiona swoją bluzę.
-Dziękuję- powiedziałam cicho.
-Chłopcy biorą mój skarb do serwisu, bo w trakcie wyścigu miałem problem ze sprzęgłem. Chodź, odwiozę Cię samochodem do domu.
-Jeśli to nie problem- usmiechnęłam się nieśmiało.
-To nie problem- zaśmiał się rozbawiony i po chwili już jechaliśmy. Całą drogę siedzieliśmy cicho. Za dużo emocji jak na jeden wieczór. Gdy podjechaliśmy pod dom, nie wiedziałam jak się pożegnać, ale mulat mnie wyręczył.
-Pa Izzie- dał mi całusa w usta i uśmiechnął się cwaniacko.
-Oh, pa Zayn- zarumieniłam się.
-Ej poczekaj. Co powiesz na to, że jutro o 14.00 po Ciebie przyjadę, pojedziemy na obiad a potem do mnie?- zapytał.
-Dobrze, dziękuję...
-Napiszę do Ciebie później sms'a, ok?
-Okey, pasuje- uśmiechnęłam się. Zgodziłam się bez wahania, w końcu muszę jakoś się poprawić za tego cholernego rumieńca.
-No to pa- cmoknął mnie jeszcze raz, a ja czym prędzej wysiadłam, posyłając mu ostatni uśmiech, który odwzajemnił, a ja poczułam motylki w brzuchu. Kurwa, czy ja się zakochuję?






Rozdział 3 za nami :) Coś powoli zaczyna się dziać ;D. Jeszcze raz przepraszam za zwłokę, miał być wczoraj, ale po prostu nie miałyśmy czasu. Przepraszamy :). Zapraszamy do komentowania, i pozdrawiamy ;* Next za 3 dni ♥

2 komentarze: